Uwaga! Brakuje nauczycieli w polskich szkołach!

Braki kadrowe w polskich szkołach to nie nowość. Pierwsze oznaki tego trendu notowaliśmy już kilka lat temu, ale tak naprawdę sprawę nagłośnili strajkujący nauczyciele w 2019 r. Niestety sprawa została spłycona przez rządzących jedynie do walki o pieniądze kosztem najmłodszych, a premier Mateusz Morawiecki przypieczętował stan kadry polskich szkół, kierując do pracowników oświaty gorzkie słowa pouczające, że jak się komuś zarobki nie podobają, można zawsze poszukać pracy w innym zawodzie. Nauczyciele – jak zwykle posłuszni – posłuchali i w obecnej sytuacji nie pomagają nawet modły i pielgrzymki ministra edukacji, Przemysława Czarnka!

Czy nauczycieli brakuje z powodu niskich zarobków?

Oczywiście, że tak! Jak działa system wynagrodzeń w szkolnictwie, pisaliśmy W TYM ARTYKULE, a od tamtej pory wynagrodzenia wzrosły jedynie kosmetycznie. Przypomnijmy tylko, że obecnie nauczyciel stażysta zarabia minimalną krajową, a dotychczasowe podwyżki dla nauczycieli wynikały jedynie z tego, że rosła płaca minimalna. Warto też podkreślić, że najlepiej zarabiający stopień nauczyciela dyplomowanego zarabia tylko 1 tys. zł więcej niż stażysta. Oczywiście możliwe są dodatki, jak np. stażowe i motywacyjny, ale to i tak, nawet przy najwyższej stawce, jeszcze daleko do średniej krajowej która wynosi 5681 zł brutto!

Nic więc dziwnego, że spora część – zwłaszcza młodych – nauczycieli decyduje się na pracę w innych zawodach. Łatwiej jest się bowiem przeszkolić i doszkolić, i w kolejnym roku znaleźć lepiej płatną pracę, niż awansować po kilku latach starań i przerw na kolejny stopień awansu zawodowego, który da ok 300 zł podwyżki netto (na rękę!)!

Nauczyciel informatyki w szkole
Nauczyciel podczas pracy // pixabay.com

To, że brakuje nauczycieli w polskich szkołach, jest faktem. Można mówić o misji nauczyciela, że to nie jest praca dla pieniędzy, ale kiedy popatrzymy na zarobki na stanowiskach niewymagających jakiegoś większego wykształcenia (czyli te najniżej płatne), to okazuje się, że nauczyciel i tak zarabia mniej. Jeśli popatrzymy na to przez pryzmat tego, że nauczyciel musi pracować ok 3 do 4 miesięcy (nie jedząc, nie pijąc, nie wydając dosłownie nic!), aby kupić sobie 1 m2 mieszkania, możemy dostrzec grozę sytuacji. Ta praca zwyczajnie pozwala finansowo przeżyć, a nie żyć. Jakikolwiek większy kredyt jest nie do spłacenia albo nawet nie do uzyskania przy zarobkach rzędu 2200 zł na rękę (w porywach do 2700 zł na rękę)!

Do tego galopująca inflacja, rosnące ceny paliw, żywności i – dosłownie – wszystkiego przy stagnujących zarobkach w szkolnictwie, dają obraz nędzy i rozpaczy. Nikt o zdrowych zmysłach nie porwie się na płace w oświacie, po latach praktyk i zdobywania wykształcenia. O tym mówi się już przez ostatnie kilka lat, jednak pieniędzy jak nie było widać, tak nie widać ich nadal… a nie! Czekajcie! Minister Czarnek ma pomysł!

Minister P. Czarnek obiecuje podwyżki dla nauczycieli?

Oczywiście! Obiecał! Wiążą się one jednak również z podniesieniem pensum do 20 lub 22 godzin. Dla tych, co nie wiedzą pensum, to ilość godzin, jakie nauczyciel spędza „przy tablicy” i to są właśnie te godziny, za które ma płacone. Wszystko inne (a ustawa Karta nauczyciela jasno mówi, że nauczyciel pracuje 40 godzin tygodniowo!) jest pracą pro-bono i – prócz dyżurów na korytarzach, zajęć świetlicowych, wyrównawczych itp. – jest nie jest normowane żadnym planem zajęć!

Tyle, że prócz modernizacji tabeli płac, minister Czarnek chce zwiększyć pensum, co jest kolejnym powodem do obaw. Obawy są uzasadnione, bo istnieje ryzyko, że szkolnictwo wpadnie z jednej skrajności w kolejną. Zwiększenie pensum sprawi, iż część nauczycieli utraci etaty. Co więcej może to wcale nie rozwiązać problemów z barkami kadrowymi. Jak to możliwe?

Przemysław Czarnek // zdjęcie: https://www.gov.pl/web/edukacja-i-nauka/zdjecia-do-pobrania

Część nauczycieli (zwłaszcza językowi) łączy części etatu w różnych szkołach. Znaczy to, że jeden nauczyciel przedmiotu, którego jest mniej w porównaniu do innych, pracuje przez kilka zaledwie godzin w tygodniu w jednej szkole, po czym udaje się na drugą część etatu do innej szkoły. Zwiększenie pensum albo niczego nie zmieni albo sprawi, że tak ratujący siebie i pracodawców nauczyciele będą musieli wybierać. Być może też część dyrektorów będzie zmuszona zrezygnować z części przedmiotów lub zastąpić jedne drugimi licząc, iż uda się tak powstałe braki nadrobić w kolejnych latach nauki.

Z kolei nauczyciele przedmiotów jak historia, j. polski, matematyka lub np. przedmiotów zawodowych, nagle będą musieli przejść na niepełny etat mimo, iż normalnie byłby on zapewniony. Większe pensum nie zwiększa przecież ilości uczonych przedmiotów w szkole, czy ilości oddziałów w danej placówce. No, chyba że pan Czarnek chce przerzucić ciężar na dzieci, które zmusi do dłuższego przesiadywania w szkole? Jakby i tak nasze pociechy nie były dostatecznie obciążone nauką…

Może lepiej nie ruszać niczego?

Nie chodzi mi o to, że pragnę prezentować tak bardzo konserwatywne poglądy, żeby proponować brak jakichkolwiek zmian. Reformy są potrzebne, jednak należy pamiętać, iż system szkolnictwa w naszym kraju to bardzo skrupulatnie ze sobą połączone naczynia.

Każda zmiana sprawia, że ciężko wypracowana latami równowaga zostaje zachwiana. I tak! Ciągle mowa tu o pensum, którego zarówno obniżenie jak i podwyższenie w obecnej sytuacji nie jest najlepszym rozwiązaniem.

W pierwszej kolejności należy uczynić zawód nauczyciela bardziej opłacalnym (atrakcyjnym finansowo) i bardziej prestiżowym. Jest to o tyle ważne, że nawet kaprysy i strajki obecnej kadry możemy sobie przy tym wszystkim, co się dzieje pominąć, bowiem kadra nauczycielska starzeje się. Znaczy to tylko tyle, że niebawem spora cześć uczących odejdzie na emerytury. Dołożywszy do tego coraz częstsze zwolnienia z powodów czysto ekonomicznych, otrzymujemy prawdziwy kryzys – katastrofę, czyli brak kadry. Dlatego właśnie zawód ten musi być konkurencyjny na rynku pracy!

A co na to związki zawodowe?

Brakuje nauczycieli w polskich szkołach – tak grzmi ZNP. Minister Edukacji i Nauki, Przemysław Czarnek, zdaje się jednak słuchać tylko Solidarności. ZNP przez ostatnie strajki był przez obóz rządzący mocno atakowany i uznany za ugrupowanie anty-PiS, czyli takie nie bardzo po myśli politycznej Prawa i Sprawiedliwości (czyt. wróg publiczny)!

Solidarność, jak wiadomo, to sprzyjający partii Jarosława Kaczyńskiego związek zawodowy, który tylko wtóruje Czarnkowi i służy mu ewentualnie jako przytakująca grupa do „konsultacji”, a nie realny głos polskich nauczycieli. Szkoda, bo propozycje ZNP były bardziej przemyślane i wydawały się łatać najbardziej rażące dziury w całym tym systemie.

Żal robi się najbardziej dyrektorów szkół, którzy mają bardzo twardy orzech do zgryzienia. Jeżeli do 1 września nie rozwiążą problemu braków kadrowych, to będą zmuszeni namawiać emerytowanych nauczycieli do powrotu do szkoły albo niedoświadczonych i nie w pełni przygotowanych studentów do pracy na głodowym stanowisku! Ciekawe tylko kiedy do pracy znowu zatrudni się księży i wojskowych? Może nauczyciele okażą się niepotrzebni, bo zrobi to samo ktoś za „Bóg zapłać” albo z rozkazu? W końcu głupim narodem łatwo manipulować, a wszystko wszakże zaczyna się w szkołach…

autor: Artur K.

Nasza reklama koszulek z nadrukiem SUCHE KOSZULKI: t-shirt, koszulka, nadruk, bluza, kubek, poduszka, torba, etui na telefon!
Obserwuj i podziel się:

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *