W tych trudnych czasach, kiedy ograniczanie kontaktu stało się życiowym priorytetem wszystkich Polek i Polaków, politycy nie mogą uprawiać kampanii wyborczej. Wydawałoby się więc bardzo logiczne, że prezydent Andrzej Duda siłą rzeczy widoczny jest bardziej w mediach, co przekłada się na wzrost poparcia. Czy polscy wyborcy działają aż tak mechanicznie, że głosują na polityka, którego zajmie większość czasu antenowego? Nic bardziej mylnego! Działają tu bardziej skomplikowane procesy socjologiczne będące zbawieniem dla rządzących. Jakie to procesy? Ujawniamy!
Brak kampanii wyborczej to bardziej widoczny prezydent?
Obecny prezydent, Andrzej Duda, widoczny jest w mediach bardzo często. Przynajmniej od połowy marca, kiedy to wprowadzano pierwsze obostrzenia dotyczące publicznych zgromadzeń, czy kiedy zdecydowano się na zamknięcie szkół i uczelni.
Utrudniło to w stopniu znacznym prowadzenie kampanii wyborczej pozostałym (poza obecnie urzędującym prezydentem) kandydatom skazując ich na obecność i kontakt z wyborcami wyłącznie za pośrednictwem internetu – głównie mediów społecznościowych.
Z tego powodu Polacy popierający kogoś innego niż Andrzeja Dudę, a także sami kandydaci na prezydenta Polski czują się pokrzywdzeni i oszukani tym, że Andrzej Duda nie decyduje się na przełożenie wyborów. Pojawiają się głosy, że politycy PiS idą w zaparte i chcą wygrać wybory prezydenckie w pierwszej turze dzięki zmaganiom całego kraju z groźnym dla życia koronawirusem.
Dlaczego Andrzej Duda ma tak wysokie poparcie?
Wydawać by się mogło, że mniejsza obecność pozostałych kandydatów w mediach publicznych i brak otwartej kampanii wyborczej sprawił, iż prezentowane sondażowe wyniki wyborów prezydenckich dla obecnego prezydenta dają w niektórych badaniach nawet wynik lepszy niż 60% oddanych głosów. Czy to znaczy, że im więcej pokazuje się Andrzeja Duda w mediach, tym większe ma on poparcie?
Nic bardziej mylnego! Takie zabiegi oczywiście mają wpływ na poparcie dla polityków pokazywanych w mediach – głównie w telewizji – jednak są to zwykle wartości kilkuprocentowe. Co więc wpłynęło na tak drastyczny wzrost sondażowych wyników wyborów prezydenckich?
Frekwencja odegra kluczową rolę?
Rzecz jest bardziej skomplikowana, ale też nietrudna do zrozumienia. Sondaże polegają na zadaniu losowo wybranemu wyborcy dwóch fundamentalnych pytań w określonej kolejności.
Pytanie pierwsze brzmi mniej więcej: „Czy weźmie pan/pani udział w wyborach prezydenckich 10 maja 2020 r.?”
Jeśli na powyższe pytanie pada odpowiedź twierdząca, ankieter przechodzi do kolejnego pytania, natomiast jeśli odpowiedź brzmi „nie”, kończy wywiad.
Drugie pytanie brzmi mniej więcej: „Na kogo odda pan/pani swój głos w wyborach prezydenckich 10 maja 2020 r.?„. I tu pojawia się lista kandydatów lub oczekuje się aż ankietowany sam poda konkretne nazwisko. W drugim przypadku waga takiej odpowiedzi jest znacznie wyższa, bo świadczy o świadomości potencjalnego wyborcy. Mniejsza o to!
A. Duda zyskuje na małej frekwencji i niewiedzy obywateli?
Okazuje się, że tak! Zwróćmy uwagę, że sondażowa frekwencja nie przekracza 35%, a nawet pojawiały się badania sugerujące te wartości na poziomie 23%. Rozbieżności są spore, bo wszystko zależy od metody badania, a sytuacja przecież też zmienia się dynamicznie.
Niemniej jednak Andrzejowi Dudzie mała frekwencja jest na rękę, bo to nie jego poparcie rośnie tak drastycznie, ale zwiększa się po prostu udział wyborców obecnego prezydenta w ogólnej liczbie tych, którzy deklarują chęć udziału w wyborach pomimo zagrożeń związanych z pandemią.
Innymi słowy: załóżmy, że mamy 10 wyborców. To jest nasze sto procent.
10 wyborców = 100%
Z czego w normalnych warunkach frekwencja wyniosłaby 50%, czyli zagłosowałoby 5 wyborców.
Z tych 5 wyborców 2 poparłoby A. Dudę, a 3 pozostałych kandydatów. Zatem Duda dostałby 40% z wszystkich 5 oddanych głosów.
Przy frekwencji wynoszącej 30%, głosuje 3 wyborców z naszego 100%.
Zwarty i nieświadomy zagrożeń elektroat A. Dudy idzie do wyborów. Pozostali trochę się wystraszyli, a więc na Dudę głosuje nadal 2 wyborców, co przy 30% frekwencji daje 1 inny głos. Zatem w takim układzie obecny prezydent otrzymuje w wynikach wyborów 66,66…% z wszystkich oddanych do urn wyborczych głosów.*
*Powyższe wyliczenia to symulacja w celu oddania istoty problemu!
Brak świadomości zagrożeń na rękę PiS?
Okazuje się, że podobne mechanizmy działają w obecnej i realnej sytuacji. Jak podaje IPSOS, aż 72% wyborców z wykształceniem zaledwie podstawowym zagłosowało na PiS w ostatnich wyborach parlamentarnych i do Rady Europejskiej (wyniki są ogólnie do siebie podobne od lat!).
Przekłada się to także na lepsze lub gorsze zrozumienie zagrożeń związanych z rozprzestrzenianiem się koronawirusa i sensem odwołania wyborów.
Wyborcy PiS i też Andrzeja Dudy są mniej świadomi ryzyka pójścia na wybory 10 maja, jeśli pandemia nie ustąpi. Ta grupa społeczna jest też bardziej zwarta i trudniej zmienia swoje przekonania i poglądy, co przekłada się na wyższe potencjalnie wyniki Andrzeja Dudy przy małej frekwencji.
Czy opłaca się bojkotować wybory 10 maja 2020 r.?
I tak i nie!
Tak, bo życie ludzkie to wartość najwyższa. Idąc na wybory narażamy siebie i innych. Nie ma tu żadnych kompromisów i zbędnej dyskusji!
Nie, bo przy niskiej frekwencji waga każdego oddanego głosu jest proporcjonalnie wyższa (co pokazuje przykład kilka akapitów wyżej), a polska scena polityczna przekłada się także na to, czy prezydent będzie podejmować będzie skuteczne i stanowcze (czasem też trudne i obniżające poparcie) decyzje dla dobra narodu, czy będzie w czasie pandemii popisywał się kontem na Tik Toku! To też jest ważne dla naszego życia – w przenośni i dosłownie!
Polecamy własne przemyślenia niezaburzone sympatiami, czy antypatiami politycznymi. Niech wygra wiedza, rozwaga i rozum ponad fanatyzmem i zabobonami!
GB
