Czy zamknięcie hipermarketów Tesco oznacza początek kryzysu gospodarczego? To możliwe!

Pisaliśmy niedawno o wyprzedażach w Tesco oznaczających pozbywanie się asortymentu z hipermarketów. Mówiliśmy też, że oznacza to początek likwidacji niektórych wielkopowierzchniowych sklepów marki Tesco. Okazuje się, że może to być początek kryzysu gospodarczego i choć wiele sklepów – póki co i na szczęście – funkcjonuje jeszcze bardzo dobrze, to mniejsze sklepy również masowo plajtują, a początkującym przedsiębiorcom co raz trudniej jest wystartować z nowy biznesem w branży handlowej!

Kryzys gospodarczy, krach, recesja w ekonomii – co to takiego?

Wiele jest definicji kryzysu gospodarczego, jednak wszystkie podkreślają, że jest to załamanie gospodarki powstałe ze względu na czynniki zewnętrzne takie jak polityka kraju (finansowa, gospodarcza, międzynarodowa itd.), czy sama wydolność systemu finansowego oraz czynniki mówiące o wyzysku – związane z ideologią iście marksistowską.

Mówiąc bardziej ludzkim językiem kryzys gospodarczy to zachwianie systemu gospodarczego, finansowego i ekonomicznego kraju. Ludziom zaczyna brakować pieniędzy, mniej kupują, zmniejsza się ilość pieniędzy w kasie państwa, pieniądz traci swoją siłę nabywczą (inflacja), brakuje rąk do pracy, poziom życia spada i wiele, wiele innych objawów.

Jeśli ludzie kupują mniej, produkuje się mniej, a więcej firm plajtuje. Niektóre próbują nadrobić straty oszustwami, a inne podwyższają ceny, ale prędzej czy później zła passa dosięgnie każdego. Można by tak wymieniać przykłady bez końca, bo kryzys to jedno, wielkie „błędne koło”, z którego najtrudniej jest się wydostać.

Czy likwidowane hipermarkety Tesco to pierwszy symptom kryzysu?

Puste kieszenie, czy czeka nas kryzys gospodarczy?
Puste kieszenie, czy czeka nas kryzys gospodarczy?

Jak podają media wszem i wobec, Tesco ma problemy wynikające z niewłaściwej polityki finansowej wewnątrz firmy. Po prostu sklepy były niewłaściwie zarządzane i trudno właściwie wskazać, co było gwoździem do trumny giganta z wysp brytyjskich. Niemniej jednak oprócz różnych wad, jakie miało Tesco, spadała też sprzedaż i rentowność hipermarketów.

Stosując analogie do powyższych akapitów opisujących pokrótce mechanizm kryzysu, można powiedzieć, że w samym Tesco wystąpił lokalny kryzys gospodarczy. Niewłaściwa polityka firmy i złe zarządzanie dużą firmą sprawiło, że spadła sprzedaż, czyli z jakiegoś – bliżej nieznanego powodu – spadł popyt na produkty w sprzedawane w Tesco. Sklepy manipulowały cenami, kasami, zatrudnieniem pracowników, co w efekcie jeszcze bardziej zniechęciło klientów (prawdopodobnie), potem pojawiły się problemy z płaceniem i negocjowaniem cen od dostawców. I tu wykraczamy poza skalę lokalną.

Wielu dostawców opiera swoje biznesy na dostarczaniu produktów do sklepów wielkopowierzchniowych. Tracąc ok 16 hipermarketów (wg innych źródeł 30 sklepów w ogóle) w Polsce niektórzy dostawcy tracą lwią część rynku zbytu dla wytwarzanych przez siebie dóbr nie mówiąc już o tysiącach ludzi na bezrobociu. Jeśli uda im się szybko znaleźć inne źródło dochodu rekompensujące, choćby po części, straty związane z utratą Tesco, to pół biedy. Jeśli nie efekt może być odczuwalny i lawinowy w skali kraju. Jeśli dodać do tego lokalne, małe sklepy i sklepiki, to skala problemu może okazać się większa niż może się nam wydawać.

Czy Polskę czeka kryzys gospodarczy?

Póki co nie ma bezpośrednich przesłanek świadczących o nadchodzącym kryzysie gospodarczym. Pierwszymi symptomami krachu jest giełda papierów wartościowych, kurs waluty kraju i sytuacja polityczna. Ogólnie sytuacja materialna polaków, przynajmniej w samych statystykach, wygląda dobrze, natomiast główne notowania giełdowe notują co raz częściej spadki. Choćby w chwili pisania tego tekstu większość notowań akcji giełdowych jest zaznaczona na czerwono (spadki) lub nie wykazuje żadnych zmian. Zaledwie garstka firm odnotowała wzrost wartości akcji. Ponadto – i jest to z powyższym związane – złotówka słabnie względem innych walut (np. euro, dolara i franka szwajcarskiego).

Również polityka naszego kraju zaczyna przypominać tę socjalistyczną (nie mylić z socjalną), gdzie ludzie dostawali pieniądze nie podparte pracą ani równowartością w złocie. Polski rząd pompuje miliardy złotych w programy socjalne, którymi przekonuje do siebie wyborców, a finansuje je tak naprawdę z pieniędzy podatników (podatek paliwowy i inne) lub z pożyczek zaciągniętych w innych krajach. Pozornie w obiegu mamy więcej pieniędzy i tylko pozornie rośnie zdolność nabywcza potencjalnych konsumentów (Polaków), co powoduje, że w samych statystykach i na papierze do budżetu państwa wpływ jeszcze więcej pieniędzy. Dzięki temu rząd z łatwością przekona ludzi, że Polskę stać na kolejne obietnice wyborcze.

Prawdopodobnie podobne zabiegi czyniło Tesco zaniżając ilość kosztów i wydanych pieniędzy na prowadzenie działalności poprzez opóźnianie zapłaty i jej księgowania (mechanizm wyjaśnia dokładnie wyborcza.biz ). Jednak ten system musiał się wydać i sprawa przybrała niemiły obrót, efektem czego jest wspomniana już wcześniej likwidacja sklepów!

Również podobne mechanizmy działały w czasach komunizmu. Gospodarka była napędzana sztucznie i dla przykładu Polska swój cenny wówczas węgiel sprzedawała za bezcen do państw zrzeszonych wokół Związku Radzieckiego lub do niego należących. Później ten sam węgiel był nam odsprzedawany z zyskiem np. do Polski. Inne produkty, czy surowce kupowaliśmy od innych państw za bezcen, by z kolei te rzeczy odsprzedać z zyskiem. Jednak ten obieg pieniądza był zamknięty i generował sztuczne statystyki i – co najgorsze – pieniądz i jego ilość w obiegu nie odzwierciedlał ilości włożonej w wytworzenie tych dóbr pracy. To spowodowało galopująca inflację i inne konsekwencje.

Czy polityka rządu PiS doprowadzi do kryzysu gospodarczego?

Wózki sklepowe, źródło: pixabay.com
Wózki sklepowe, źródło: pixabay.com

Na początek musimy uspokoić, że sytuacja – póki co – jest stabilna, jednak rozdawanie pieniędzy nie mających podparcia w pracy nie służy gospodarce. Co prawda może ją nawet mocno napędzić, ale zarządzanie państwem musi być sprawowane naprawdę mądrze z domieszką sporej dawki szczęścia (mowa o sytuacji politycznej i ekonomicznej poza naszym krajem).

Sytuacja jednak nie napawa optymizmem, gdyż jeśli chodzi o sam handel w ujęciu ogólnym, to od kilku ostatnich lat (dane GUS) liczba sklepów w Polsce maleje. Obecnie sklepów mamy nieco ponad 262 tys., przy czym w roku 2013 i 2014 ich liczba nieznacznie przekraczała 311 tys i utrzymywała się mniej więcej na stałym poziomie. Mówiono w kolejnych latach, iż zamykanie się sklepów związane jest z przyzwoleniem na budowę marketów wielkopowierzchniowych. Wtedy ten argument miał spory sens, jednak kiedy zaczynamy słyszeć o likwidacjach hipermarketów Tesco, a to nie jedyna firma, która wycofała się z polskiego rynku, zaczynamy mieć poważne obawy co do przesłanek o rychłym kryzysie.

Liczba sklepów w Polsce z roku na rok maleje!

W roku 2019 (w chwili pisania artykułu jest sierpień) ilość zlikwidowanych sklepów jest już prawie tak duża (wg szacunków) jak w całym roku 2018. Ilość sklepów w Polsce na przestrzeni lat przedstawia się następująco:

  • 2013 r. – 311,6 tys.
  • 2014 r. – 311 tys.
  • 2015 r. – 303,4 tys.
  • 2016 r. – 295,7 tys.
  • 2017 r. – 276,8 tys.
  • 2018 r. – 262,4 tys.

Jak programy socjalne i polityka rządu wpływają na gospodarkę?

Jak widać za po roku 2015 tempo zmian drastycznie przyspieszyło. Przypomnijmy tylko, że wtedy właśnie w 2017 roku wprowadzono zakaz handlu w niedzielę, a w roku 2016 zaczęto wprowadzać programy socjalne. O tyle, o ile jeden dobry program socjalny wpływa na gospodarkę bardzo pozytywnie, bo niweluje różnice klasowe społeczeństwa i skrajne ubóstwo, tak nadmiar pieniędzy „na kredyt” lub z budżetu rozdanych obywatelom (pieniędzy, na które nie zapracowali) może doprowadzić w efekcie do inflacji i spadku jakości życia.

Oczywiście pierwsze efekty działań rządu zawsze będą się wydawać dobre, ale te prawdziwe i drastyczne to zwykle – w takich przypadkach – rezultaty długofalowe. Nagły zastrzyk gotówki dobrze wpływa na każde gospodarstwo, ale w przypadku całego kraju może rozchwiać gospodarkę, a jak wiemy nawet największe drzewo – jeśli za bardzo zostanie wygięte – złamie się pod naporem wiatru!

Pozostałe przesłanki świadczące, że może czekać nas kryzys?

Niedawno rząd sięgnął do OFE (funduszy emerytalnych) i przekazał ogromną ilość pieniędzy do ZUS. Było to kolejne „włożenie ręki” do kieszeni Polaków, bo nie cała kwota z OFE zasiliła nasze konta w ZUS-ie. Lwią część zjadł podatek, a niczego nieświadomi obywatele, nie dość, że nie byli tego świadomi, to jeszcze nie mieli nic do powiedzenia. Akcja przeprowadzona została (jak na politykę) wyjątkowo szybko i dyskretnie!

Podobnie rzecz miała się przy wprowadzeniu 10 gr dodatkowego podatku na litrze paliwa (tzw. podatek paliwowy), który rocznie przynosi miliardowe zyski. To ponad 2% podwyżki cen paliw na litrze, które przynoszą miliardowe wpływy do budżetu państwa. Jednak 2% wyższe koszty paliwowe powodują zwiększenie kosztów transportu, co przekłada się na od kilku do kilkunastoprocentowy wzrost cen (nie tylko żywności)!

Podsumowanie

Podobnych przykładów można by prawdopodobnie znaleźć dziesiątki. Wszystko sprowadza się do prostych wniosków: gospodarka daje nam subtelne ostrzeżenia. Jeśli rząd nie przestanie rozdawać publicznych pieniędzy, balonik dobrobytu i tzw. prosperity może pęknąć. Nie zdziwi nikogo fakt, że w końcu pieniądze na otwieranie kolejnych i kontynuacje istniejących programów socjalnych się skończą, a wtedy ani dla polityków, ani dla obywateli nie będzie ratunku. Nie znajdzie się również taki mądry, który by w krótkim czasie zdołał tę sytuację naprawić! Obyśmy się mylili w naszych wywodach i nie powtórzyła się sytuacja z jedzeniem wydawanym na tzw. „kartki”! Całe szczęście na razie możemy spać spokojnie… chyba.

GB

Obserwuj i podziel się:

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *